Bajki całkiem zmyślone cz.XI
Lustro.
Cisza i półmrok.
Julka
szła za kimś. Zorientowała się, że idzie za Oskarem i Oliwią. Żadnych więcej
kolegów. Sama niosła zawinięte w płótno lustro, które zaczęło jej mocno ciążyć.
Była przed klasą do plastyki. Opanowała ciarki, związane niedawnymi przeżyciami.
Pamiętała (przypomniała sobie), że nawet ten najbardziej rozgarnięty chłopak w
klasie, tańczył „Taniec Wiewióry”. Stwierdziła, że w tym momencie miał w głowie „fiu-bździu”.
Po prostu zaledwie kilka dni temu uważała, że był „normalny”. Była dobrej myśli,
wiedziała że chłopcom zazwyczaj głupie pomysły szybko mijają.
Znaleźli się w klasie, w której
ściany zdobiły dziwne symbole, a sufit wymalowany był w znaki astrologiczne. W
półmroku, na niskim krześle, siedziała jakaś postać. Pani Agnieszka — tego
można było się domyślić.
— Proszę
pani... - odezwał się Oskar.
Pani Hamerska skłoniła się i ręką
przywołała uczniów do środka klasy.
Julka również nisko się ukłoniła, a przy tej
okazji o mało nie upuściła lustra.
—
Tak, proszę pani. To lustro zrobione z siedmiu kruszców i chyba
miałam się tutaj zapytać: „Lustro powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na
świecie...?”
Julka, szeleszcząc opakowaniem w bąbelki,
podeszła do tablicy jeszcze raz głęboko się skłoniła.
—
Nie boisz się?
—
Nie, proszę pani.
—
Nie przeszkadza ci, że staniesz się tylko postacią z bajki?
Nic jednak nie odpowiedziała, bo nagle poczuła
silny wiatr i jego wir porwał ją …
*****
—
Dobrze więc. Zaczynajmy. — Pani Wityk wskazała Majkę, która wysoko trzymała
rękę na znak, że przygotowała się do odpowiedzi.
- A teraz odmienimy przez przypadki hmm..,może… rzeczownik Majka.
- No
to zaczynamy – pomyślała Julka w duchu, dopingując koleżankę, gdy w klasie
zaległa kompletna cisza. Wolno zaczęła szeptem recytować deklinację wraz
stojącą na środku sali Majką:
- Mianownik: Majka, dopełniacz: Majki,
celownik: Majce, Biernik: Majkę, narzędnik: z Majką, miejscownik: o Majce,
wołacz o moja Majko – jak wierszyk „klepała”
Julka.
Nie
zauważyła, że pani od polskiego stała
przed nią. Julka zaczęła się w nią wpatrywać. Minuty niemiłosiernie zaczęły się ciągnąć.
Wreszcie pani Wityk odezwała się:
— Julka
teraz ty odmienisz rzeczownik Tward...bzzzzzz... — Julka nie usłyszała
końcówki, bo zadzwonił dzwonek, który zakończył lekcję. Szybko spojrzała
jeszcze w kierunku tablicy, gdzie stało jej zwierciadło: W lustrze zapanowała nieprzenikniona ciemność;
dosłownie: grobowa ciemność (ale, to już inna bajka)…
CDN
Autorka: Julka Chałupczak