wtorek, 30 maja 2017

Nowe poszukiwania chłopców z klasy 5a cz.III



Noc przeszła bez snów. Sobota. Wstała wypoczęta.
                Szybko włożyła spodnie, koszulkę firmową Yonexa i zaczęła się pakować na zieloną szkołę, która rozpocznie się już za dwa dni. Wczoraj, wracając wieczorem z rolek, postanowiła spisać dzieje szukania „drugich połówek” przez chłopców z 5a. Musiała to zrobić. Nie wiedziała, jak to opisze, ale musiała pisać, nawet gdyby miała wylądować przez to u wychowawcy na dywaniku.
                Z szufladą wyciągniętą z komody, wypełnioną bielizną, rajstopami i skarpetkami usiadła na krześle. Co powie mamie? Jak jej wytłumaczy, że chce zostać pisarką? Jak jej wyjaśni, że to lubi, że to nie jest marnowanie czasu? Bezmyślnie zaczęła grzebać w szufladzie i przekładać zwinięte w kulki pary skarpetek. Miała zostać lekarką a mama była z niej taka dumna.
                Przyciągnęła stopą torbę i wsypała do niej zawartość szuflady. Jedna z par skarpetek odbiła się od skraju torby i potoczyła się pod kaloryfer. Zignorowała ją.
                Pół godziny później siedziała nad zeszytem i z długopisem w ręku napisała pierwszą historię o naszych chłopcach. Wcześniej wydawało jej  się, że będzie tego mniej. Że historyjki będą się kończyć po kilku zdaniach. Trzeba chyba troszkę tych zdań przekreślić, bo wyjdzie mi z tego druga „Opowieść  z Narnii”.  Do jedenastej uporała się z korektą pierwszego opowiadania i napisała: cdn. Teraz była wolna.
                Do mamy napisała długiego SMS-a, w którym spróbowała wyjaśnić, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Nie napisała całej prawdy, ale nie dlatego gryzło ją sumienie. Wiedziała, że mama - choćby nie wiadomo co jej napisała i jakich argumentów użyła - będzie czuła się zawiedziona.
                Do Kingi również wysłała „SnapCzata” z rękopisem opowiadania. Długo zastanawiała się, co ma napisać  Karolinie. W końcu zdecydowała się na krótkie: "Piszę o wszystkim do nowej „Plotki”. Ucałuj ode mnie Edzię, Oliwię i Majkę. Spotkamy się przed szkołą na zbiórce. Siedzimy w autobusie razem, Julka."
Pomysł Julka Ch.                                                            CDN      


poniedziałek, 29 maja 2017

Nowe poszukiwania chłopców z klasy 5a cz.II



             Jednak wybrała się z Patrykiem na rolki i - musiała szczerze przyznać - że nawet jej się podobało. Szczególnie przypadła jej do gustu jazda na nowej trasie rowerowej obok szkoły, na której ktoś wypisał kredą śmieszne napisy. Chociaż może nie były one śmieszne, ale „traktowały” o szkolnych miłostkach i to ją bardzo rozbawiło. Niektóre dotyczyły klasy 5a. Na tych bardziej skupiała swoją uwagę: na przykład „KS + SK = WM”.
                Urwała się Patrykowi, którego zaczepił i wciągnął do rozmowy jakiś kolega z podwórka. Teraz stała przed napisem dużego formatu przedstawiającym serce i strzałę. Obrazek był bardzo kształtny i wyrazisty.
                Ktoś ją obserwował. Wyczuła na plecach czyjś wzrok, a potem do tego wrażenia - dość nieprzyjemnego - dołączył jeszcze zapach: dziwna mieszanka. Ten ktoś dotknął jej ramienia.
- Julka? - usłyszała ciche, ni to pytanie, ni to twierdzenie. - Julka, to ty?
- Słucham? - Odwróciła się.
                Spojrzała na dziewczynę ze starszej klasy. Teraz, gdy patrzyła na nią, do tego zapachu, który czuła wcześniej, dołączył inny i przytłumił tamten: zapach perfum. Patrzyła na nią szklistymi oczami. Zauważyła, że zdziwienie zmieszane z radością ustępuje tajemniczości.
- Przepraszam bardzo. Bardzo przepraszam, ale chcę ci powiedzieć, że już drugi chłopak z waszej klasy znalazł swoją „drugą połówkę”.
                Nie wyglądała na bardzo dziwną, ale przypominała jej dziewczynę, którą widziała wczorajszego wieczoru. Tym razem wyglądała jak zwykła starsza dziewczyna ze szkoły, trochę pospolite niczym nie wyróżniające się dziewuszysko.
- Dziękuję za informację.
- Jeszcze raz przepraszam. Ale muszę ci powiedzieć jak, to się stało – nachyliła się nad jej uchem i zaczęła szybko szeptać.- Oskar wymyślił, że Łukasz wpadnie na Kamę, Kama na Zuzię, Zuzia na Werę, Wera na Karolinę, Karolina na Roksę a on ją złapie. Wszystko poszło zgodnie z planem. Po wszystkim porozmawiał z Roksaną i poszli razem na spacer - Zrobiła w tył zwrot i szybko zniknęła między krzewami dzikiej róży.
                Uniosła się na palcach i wyciągnęła szyję. Wciągnęła nosem powietrze, by wyłapać ten zapach, bo przypomniała sobie, skąd go zna. Przecież był to zapach perfum, który unosi się w damskiej szatni przed każdym z treningów. Teraz dokładnie go sobie przypomniała, ta dziewczyna chodzi z nami na treningi.
- Widziałem, że rozmawiałaś z jakąś dziewczyną. - Jak spod ziemi wyrósł obok niej Patryk.
- Z kim?
- No... - Brwi Patryka podniosły się. Machnął ręką w stronę gdzie zniknęła nieznajoma. - To była, ta sama dziewczyna co wczoraj? - Wymawiał to trochę skrzywiony. Patryk nachylił się i ściszył głos – znowu coś wymyśliła. A potem uciekła. - Wyprostował się. Jeszcze raz spojrzał w kierunku, gdzie zniknęła dziewczyna i pokręcił głową. - Szkoda kobiety. - Zerknął na nią i pokazał zęby w uśmiechu. ---
- Jedźmy - wziął ją pod łokieć - pooglądajmy jeszcze jakieś napisy. Może się jeszcze czegoś dowiemy - mruknął do siebie - bo jestem bardzo ciekawy.
Pomysł Julka Ch.                                             CDN

sobota, 27 maja 2017

Nowe poszukiwania chłopców z klasy 5a. cz. I



               Przed językiem polskim odniosła książki bibliotekarki. Długo z nią rozmawiała, ale nic z tej rozmowy nie pamiętała. Czuła się tak, jakby była jakąś inną - obcą osobą. Wszystko nią wstrząsnęło. Stała, beznamiętnie przyglądającą się chłopcom z naszej klasy. Wszystko działo się jak na płaskim ekranie z wyciszonym dźwiękiem. Mężczyźni z klasy 5a postanowili znaleźć swoje „drugie połówki”.
- Mnie mama urodziła w całości. Więc nie wiem o co im chodzi? – Julka w szoku stała przed klasą nr 120.
                Z lekcji również nic nie zapamiętała, podobnie jak z wyjścia ze szkoły. Po szkole Karolina wzięła ją na bok, na "poważną rozmowę", ale i ta rozmowa przepłynęła gdzieś obok niej.
                Z całego dnia i wieczoru zapamiętała tylko jedno: gdy wyszli z treningu i stali całą gromadą przed szkołą, podeszła do nich starsza koleżanka. Na widok jej przewiązanego sznurkiem płaszczyku i przykrótkich spodni dresowych z wypchanymi kolanami, spod których wystawały nogawki innych, wciągnęła powietrze. Nie wiedziała skąd u niej ten odruch, ale zawsze tak robiła na widok dresiarzy. Nienawidziła tego odruchu, bo wiedziała, że jedynie czego może się spodziewać to nieprzyjemnego spojrzenia wyniosłych i nieeleganckich starszych dziewcząt. Przebierając palcami w kieszeni wyczuła kilka monet. Wyciągnęła je, żeby dać temu dziewuszysku "na odczep się", ale ta złapała ją za rękę.
- Pierwszym, który z waszej klasy znalazł „drugą połowę”, to Kamil! Poszedł z AD na bujanego kogucika -  mówiąc to, trzymała ją mocno, wbijając paznokcie w dłoń.
                Ta jej ręka - z czarnymi półksiężycami brudu za paznokciami i z ogromnym pierścionkiem „z odpustu” - zdawała się sinofioletowa, jakby ugotowana. I była przerażająca.
- Ej, ty! Odczep się! Spadaj stąd, bo pójdę do trenera. - Usłyszała Łukasza.
                Starsza dziewczyna puściła ją i nie oglądając się za siebie, polazła lekko kulejąc w swoją stronę.
- Nic ci nie zrobiła? - zapytała Weronika. - To jakaś wariatka.
- Boże, takich to powinni izolować. Ludzi tylko straszą. Jak można tak wyglądać? - Zobaczyła jak Kinga wzdryga się z obrzydzeniem.
Julka stała sparaliżowana słowami starszej „koleżanki”. Patrzyła na swoją rękę, na siniaki pozostawione przez uścisk.
- Julka, nic ci nie jest? - dopytywał się Hubert.
- Nie. Nic.
                Nadjechało auto. Julka szybko wskoczyła do środka. Tato odwiózł ją do domu.

Pomysł Julka Ch.                                                                        CDN.




niedziela, 7 maja 2017

Walentynki cz IV.



Wbiegłyśmy szybko na korytarz przy sali gimnastycznej. Przystanęłam i odwróciłam się.
— Przepraszam...- powiedziałam szeptem do koleżanek.
— Tak?
— Czy... hmmm... czy tam jest ciemno? — zapytałam nieco zażenowana. — Bo wiecie, ja nie bardzo lubię ciemności.
— Możesz być pewna — Kinga stwierdziła tonem uspokajającym, jakby mówiła do siedmiolatki — że jest dostatecznie jasno, by rozpoznać naszych gagatków..
       Uwierzyłam jej, bo niby dlaczego nie miałabym wierzyć?
       Wolno, przytrzymując się ściany,  powoli robiłyśmy bardzo ciche kroki. Najpierw jeden i drugi, a potem trzeci i kolejne, za chwilę będziemy u samych drzwi. Czułam na plecach oddech moich koleżanek. Zawahałam się. Spojrzałam przez ramię w ich stronę raz jeszcze.
— Otwarte? — zapytałam sama siebie.
— Otwarte — potwierdziły wszystkie kobietki.
       Nacisnęłam klamkę — zwykłą, aluminiową, taką jakie spotyka się w blokach budowanych na naszym osiedlu. Drzwi lekko skrzypnęły. Z wnętrza powiało lekkim chłodem. Przeciąg nie przyniósł z sobą zapachu kurzu czy męskich perfum, jak się tego spodziewałam. Pociągnęłam jeszcze raz nosem — tak chyba robi każdy, kto zaraz ma wejść do nieznanego pomieszczenia. Nic. Żadnych zapachów — ani znajomych, ani nieznajomych.
       Ostrożnie (chyba nazbyt ostrożnie) przekroczyłam próg. Przytrzymałam drzwi, by rozejrzeć się po wnętrzu.
Wyglądało całkiem normalnie — jak na szatnię chłopców oczywiście — czyli znajdowały się tam wieszaki — tak jak się spodziewałam. Wieszaki, wieszaki, wieszaki. Wszędzie wieszaki a pod nimi ławki. Na pierwszy rzut oka w środku było czysto. W powietrzu nie unosiła się ani drobinka kurzu. Widząc takie wnętrza, człowiek instynktownie pragnie szybko zamknąć drzwi, żeby nic z zewnątrz nie dostało się do środka. Nie myśląc, zrobiłam to.


- Co jest! Zuzanna — dziewczyny krzyknęły wszystkie w jednym głosem.
- Jak już wspomniałam, nie cierpię ciemności.
- A gdzie tam jest ciemność – Oliwia szepnęła mi do ucha krytyczną uwagę.
- Spójrz i zobacz. We wnętrzu nie panuje ciemność tylko srebrzysty półmrok.
— Trzeba iść do przodu — powiedziałam do siebie. — Przejdę ten próg bez dwóch zdań. Należy mi się jakaś rozrywka w tym nudnym życiu – zażartowałam do wszystkich dziewcząt.
       Powiedziałam przez próg, bo wydawało mi się, że zabawa polega na znalezieniu następnej wskazówki, co w tym pomieszczeniu — pełnym wieszaków —  nie wydawało się prostą rzeczą. Podniosłam rękę, na ten gest umilkły wszystkie koleżanki.
- Nieźle — mruknęłam.
       Tak sobie myśląc, ruszyłam do przodu. Oczy same uciekały — to w prawo, to w lewo — i obserwowały wszystkie wieszaki. Zwielokrotniona obecności koleżanek. Wyglądamy jak nieskończenie długa tyraliera krocząca w kierunku wroga równym, nieustępliwym krokiem. Spodobało mi się to porównanie. Ja jako „nieustępliwa” brzmiało dobrze. Szkoda, że w życiu niezbyt często udawało mi się być nieustępliwą.
       Ruszyłyśmy dalej, ale nie marszowym długim krokiem, lecz — dla bezpieczeństwa, nie odrywając stóp od podłogi — drobnymi, posuwistymi kroczkami.
       Ze stresu… zaczęłam robić głupie miny. Ale... — Stanęłam jak wryta. Przywidziało mi się —  stanęłam i bacznie się rozglądałam. Dostrzegłam nagle ich i zamarłam. Dosłownie — zmroziło mnie.
- Niespodzianka!!! – krzyknęli wszyscy chłopcy i podchodząc kolejno do każdej z nas podarowali nam „nasze” prezenty.
- Dlaczego to zrobiliście? – spytałam.
- W sumie nie wiemy, ale chyba dobrze się bawiłyście?
 - No… chyba tak.
 - I tak wyglądają w naszej klasie Walentynki??? Chłopcy stanęli na wysokości zadania? No, cóż jakaś niespodzianka, to chyba była...
        Gorączkowo myślałem: po pierwsze — odwrócić się na pięcie, po drugie — dać dyla, po trzecie – zabrać swoje prezenty i ruszyć w stronę sali do języka polskiego.
        Pierwszą część planu wykonałam w mig. Z drugą był kłopot, bo okazało się, że inne dziewczyny były tak rozbawione, że nie chciało im się uciekać. Trzecia część planu stała się całkiem nierealna, bo pierwsza lekcja już minęła i dzwonek zakończył lekcję polskiego.

Pomysł Zuzia SAK                                                               KONIEC