niedziela, 29 listopada 2015

Sen nie z tej ziemi cz. III



Bajki całkiem zmyślone cz.VI

- Co za kilka lat opiszą nasze przygody w książce? To niemożliwe!!! - wykrzyknął Edmund.
- Przepraszam..., ale  który jest rok? - zapytała Majka.
- No jak to - 1988, nie wiecie? - odparła Zuzanna.
- Y...y.. my jesteśmy z innego świata, ze świata ludzi...
- My też, a potem trafiamy do Narnii.
- To dobrze się składa, właśnie chcemy się tam wybrać - oznajmiła Majka.
- Co? Gdzie niby, chyba do domu?! - wykrzyknęła Julka.
- Nie panikuj tak Julciu.. - powiedziała radosnym głosem Majka - Na pewno wszystko się jakoś ułoży. 
Majka i Julka weszły do szafy cicho przemieściły się do bajecznej krainy. Zobaczyły coś..., coś co wyglądało jak faun. Pojawił się nagle. Pokazał im jakiś list polecający, ponoć od wychowawcy ale tego nie były pewne.

Tumnus — tak miał na imię. Miał plastycznie gumową fizjognomię, kozie różki i kopytka i dziwnie szybkie, chytre spojrzenie. Mówił łatwo i wylewnie, okraszając zdania dużą ilością ozdobników. Żeby być bardziej wiarygodnym, co akapit zaklinał się i dawał słowo honoru. Przy tej okazji mrużył z jawną lubością oczy — jakby delektował się tym, co przed chwilą wylało mu się ust — i oblizywał nabrzmiałe, zadziwiająco purpurowe wargi.
- Witaj, ja jestem Maja, ale wolę jak mówią do mnie Majka, a to jest Julka - moja przyjaciółka (Julka pomachała dłonią na przywitanie).
- Czy przyszłyście z Garderoby? Z miasta Stara - Szafa?
- I tak i nie... Bo tak naprawdę, to mieszkamy w Zamościu, a przynajmniej tak nam się wydawało, że mieszkałyśmy - odpowiedziały grzecznie dziewczynki.
    Faun stał nieruchomo nadstawiając czujnie swoje śmieszne uszy. Nagle wszyscy usłyszeli dziwny odgłos... szszsscc...
- Musimy uciekać, to Biała Czarownica!!!

C.D.N.

Autorki: Julka Ch i Majka S.
     

piątek, 27 listopada 2015

Andrzejki 2015



           Bajki całkiem zmyślone cz. V
 
      Rozmowa z Zuzią właściwie nic jej nie wyjaśniła, ale nieco ją uspokoiła. Niestety, tylko „nieco”. Natrętnie wracały do niej obrazy smutnej Klaudii. Oliwia miała rację; Klaudynka za bardzo się lubiła, by doprowadzić się do takiego stanu. W życiu nie zastosowałaby jakiegoś sposobu na smutek; nie była jakąś podstrzeloną ponurą osobą. To nie było w jej stylu. Poza tym, czy to możliwe, by tak doskonale to ukrywała? Nie, miała rację; gdyby tak było, ona na pewno by o tym wiedziała. Obie nie miały przed sobą tajemnic.
 — Buziaczki! Wreszcie dotarłaś. — W drzwiach do szkoły stała uśmiechnięta Kamila. Jej fryzura i sukienka były wspaniałe. Zauważyła, że Klaudia ubrała się na Andrzejki szałowo. Uśmiechnęła się. — Zuzia i Karolina już są.
       Rzeczywiście były. Obie w pięknie ubrane, z białymi podkolanówkami i najlepszymi bluzeczkami. Papużki nierozłączki. Wyglądały prześlicznie — pomyślała. — I chyba będzie, to dla nich fajna zabawa. — Cześć dziewczyny! — zawołała z serdecznym uśmiechem na twarzy. — Super wyglądacie. Na prawdę super! — pochwaliła. — Przyniosłam, soki i ciastka. — Podała Zuzi reklamówkę.
— Zanieś, to do sali 215, tam rodzice wszystko szykują — usłyszała Karolinę.
— Co?
— Tak, rodzice wszystko szykują, a my szalejemy — wyjaśniła.
- Tak szalejemy, bo dzisiaj szkolne Andrzejki.
C.D.N 

Zdjęcia TUTAJ


wtorek, 17 listopada 2015

Sen nie z tej ziemi cz. II

Bajki całkiem zmyślone cz. IV
          Teraz nie patrzyły w jego kierunku, ale wiedziały, że lew cały czas skupiał na nich swoją uwagę. Stał bokiem, tak żeby dziewczynki widziały w nim "wielkiego. kota" Jego łapy zaczęły wystukiwać rytm nieznanej melodii, sygnalizując: "Popatrzcie! Koniec widzenia!!!"
          Wystukiwanie Aslana stawało się coraz cichsze i cichsze, aż w końcu zamilkło. Dziewczynki poczuły, że spadają. Patrzyły w dół i zobaczyły ciemność ("widzę ciemność..."). Gestykulacja ich ramion stawała się bardzo pośpieszna, ale przecież nigdzie się nie spieszyły. Aż zorientowały się, że..., siedzą pośrodku auli szkolnej, "jak głupie", wymachują rękami, a reszta klasy przygląda im się z dziwnymi minami. Odruchowo spojrzały na nauczyciela dyżurującego na przerwie i jakby nigdy nic, zaczęły liczyć lampy na suficie a było ich chyba dwanaście.
        Na drugim piętrze, po stronie gimnazjum, zauważyły dziwne sylwetki. Uśmiechnęły się. Ich kontur kojarzył się z wycinanką robioną na poczekaniu przez wiejskich artystów. Wszystko było na swoim miejscu.
       Figurki na balkonie znikły - zapadły się niczym kukiełki w teatrze cieni. Widocznie postacie wybrały wygodniejsze i intymniejsze miejsce w szkole. "Miłej nauki!" - pożyczyły im w duchu. Ale nagle zobaczyły, że nie są już na auli, ale pośrodku pokuju z wielką szafą. Drzwi do szafy były zamknięte, a wokół niej stało czworo dzieci: Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja.

- Hurra!!! Wreszcie Was poznam! - powiedziała Majka.
- Wiem, że jest się z czego cieszyć. Ale jak wrócimy do domu? - zapytała przerażona Julka.
- Czy..., to teraz jest ważne - szybko skwitowała wątpliwości koleżanki Majka - Cieszmy się chwilą.
- Ja się cieszę, ale którędy do domu? - Julka nie dawała za wygraną.
- Łusiu, który jest rok? - Majka odwróciła się z pytaniem do jednej z dziewczynek przy szafie.
- Jak... ja...jak... Skąd znasz moje imię? - pisnęła cicho Łucja.
- Znam cię z książki pt.: "Opowieści z Narnii".
- Co? Z jakiej książki? - zapytał donośnym głosem Piotr.
- Jak to, nie wiecie? Jesteście postaciami z naszej lektury. - oznajmiła Julka.


C.D.N.

Autorki: Julka Ch. i Majka S.

środa, 11 listopada 2015

Sen nie z tej ziemi czI

Bajki całkiem zmyślone cz. IV

         Pewnego dnia..., nie, nie... pewnego strasznego dnia zdarzyła się o ta, oto historia. Tej nocy, dwie małe poetki nie mogły zasnąć. To była noc, bezpośrednio przed magiczną nocą, którą w dawnej Polsce nazywano "Dziady", a obecnie, ktoś chce wmówić naszym dzieciom, że to zwykłe Halloween.
RANEK
        W szkole zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję - lekcję języka polskiego. Kiedy "cała klasa" weszła do sali, to pani jeszcze nie było. Jak zwykle brak nauczycielki wykorzystał wspaniały Karolek. Nasz ulubiony kolega, zawsze skory do dowcipów, utworzył wraz z grupką chłopców koło, ale nie taki zwykły okrąg. Wyglądało, to jak wehikuł czasu:
- "Chodzi lisek koło drogi" - natychmiast Klaudia wraz z Amelką rozpoczęły zabawę.
- Nie żartujcie - powiedział Kamil. - To poważna machina, która wszystkich przemieszcza w czasie - dalej tłumaczył naszym dziewczętom 
- Która chce zmienić swój "stan istnienia?" - trochę tajemniczo szepnął nasz przewodniczący.
      Wtedy Majka i Julka pomyślały, że fajnie byłoby znaleźć się w Narnii, czyli w bajkowym świecie światowej fantastyki. Weszły do tajemniczego kręgu... I stało się! Trafiły do wymarzonej bajki. 
        Po omacku, drżącymi dłońmi obmacywały miejsce, w którym się znajdowały. Otworzyły oczy i próbowały znaleźć czegoś, co mogły uznać za znajome miejsce. W ich głowach rozszalał się tajfun. Jeżeli się nie pospieszą, to za chwilę będą wiać do domu (tylko gdzie teraz jest ich dom) i być może na tym się skończy ich przygoda ze światową fantastyką. 
- Ałła! Coś mnie ugryzło w nogę!
- Mnie też, ałć! - wykrzyknęła Majka.
  Dziewczynki zastanawiały się co robić, gdy nagle zamarły.
- Majka co się stało? - zapytała z krzykiem Julka.
Majka stała jak wryta w ziemię. Julka popatrzyła w tą samą stronę co koleżanka i nogi jej się ugięły z przerażenia .
- Czy..., czy...Czy tam stoi lew? - zapytała szeptem Julka.
- To Aslan - odpowiedziała Majka.
    Lew przykucnął na zadnich łapach, jakby przygotowując się do skoku. Już widziały oczami wyobraźni, jak doskakuje do nich.
- O nie, stary lwie nie boimy się ciebie - powiedziały i wyciągnęły, w kierunku zwierza, swoje dłonie w geście przyjaźni..
            Nagle lew zaczął mruczeć jak miły kotek i powiedział:
 - Tak, to ja Aslan. Dziewczynki przykro mi, ale muszę Was odesłać do waszego świata, bo inaczej znikniecie na zawsze. Ale obiecuję wam, wrócicie tu jeszcze.

C.D.N.
     autorki: Julia Chałupczak i Majka Smolak

niedziela, 8 listopada 2015

Rodzinny Turniej Badmintona

Bajki całkiem zmyślone cz. III

                Tylko dwa razy musiałem zapytać  instytucję, w której uzgadnia się jakie turnieje sportowe należy rozgrywać dla wzrostu popularności badmintona w Polsce. Po wypełnieniu i podpisaniu kilku płacht papieru, dowiedziałem się, że rozgrywki mogę organizować mniej więcej w przeciągu miesiąca. Nie powiem, że nie byłem zaskoczony. W najczarniejszym scenariuszu przygotowałem się na odmowę; w optymistycznym - na jakieś półroczne czekanie, a tu – „suprajza” - tylko miesiąc. To była super-informacja, którą trzeba było uczcić. W najbliższym sklepie kupiłem sobie paczkę największych cukierków o smaku lukrecji i prawie natychmiast ją skonsumowałem. Muszę powiedzieć, że częstowałem wszystkich dookoła, ale chyba nikt się nie skusił na moje „Delicje”.
                Sobotni ranek przygonił na salę gimnastyczną ZS nr 4 w Zamościu, wielu badmintonistów:  tych znanych i nieznanych, młodych i starszych, amatorów i zawodowców.
                Panie spacerowały dostojnie na kortach, trzymając w dłoniach rakietki Yonexa, RSL czy Victora , ale trzeba powiedzieć, że prezentowały się naprawdę fantastycznie. Panowie wykazywali się dużymi umiejętnościami i determinacją w grze. Wszystkie te starania badmintonistek i badmintonistów podziwiali, z widocznym dużym szczęściem w oczach uczniowie klasy 4a.
                Para za parą - tak od niechcenia, na boiska z precyzją zegarka – przesuwali się zawodnicy i zawodniczki. Wszyscy mechanicznie wygładzali swoje stroje i poprawiali włosy, szeptali przy tym sobie coś do uszek dopingowali się wzajemnie, by na koniec tej autoprezentacji, grać jak najlepiej się umie i szukać spojrzenia najbliższej osoby po tzw. błysk aprobaty. Tego ostatniego wszyscy - obojętne czy mama, tata, czy siostra czy brat- nie szczędzili swoim pociechom: "O, to, to... O, tak, tak...". Za takie ciepłe i życzliwe nagrody od najbliższej rodziny warto było poświęcić, to sobotnie przedpołudnie.

                                                                                                                                     C.D.N.
Zdjęcia TUTAJ