Bajki całkiem zmyślone cz. XVII
- Trudno - mruknęła do siebie Klaudia - trzeba będzie męczyć się z torbą.
Mijała właśnie sklepik szkolny.
Spojrzała na wystawione na półkach dietetyczne napoje, nagle jakby kogoś
zobaczyła. Hubert - rozpoznała go, mimo że jego twarz dosłownie tylko mignęła.
Odwróciła się, ale nikt za nią nie stał. Nikogo nie było, ale za to kwiatowy
zapach stał się bardziej intensywny. Ten sam, który wyczuła wcześniej. Teraz go
rozpoznała. To był zapach dezodorantu Huberta.
Poczuła się nieswojo. Bardzo
nieeesfojo - jak to wymawiała, marszcząc przy tym nos, Roksana. W dodatku
dopadły ją wątpliwości: Czy dobrze zrobiła pakując dzisiaj wszystkie swoje
książki i ćwiczenia do jednego tornistra? (Boże! Jak to melodramatycznie
zabrzmiało - pomyślała). Może jednak powinna zadzwonić do kogokolwiek i zapytać
jakie książki wziąć do szkoły. Tak… dobrze powiedzieć… jak właśnie zachował jej się
numer tylko do Huberta. I co miała zakomunikować przez telefon?:
- Cześć,
dzwonię żeby zapytać się jakie mamy jutro lekcje... - Przecież pomyślałby sobie, że chcę go
poderwać.
Dotarło do niej jeszcze jedno:
"Szalona blondynka!", tak przecież nazwały się w swoim filmie. Chciała wyrzucić tę myśl, ale ona nie dawała za wygraną.
Przyssała się i ani myślała się ulotnić. Przypomniała sobie obóz w
Krasnobrodzie i swoje "wariackie" zachowanie. "Wariackie" -
tak, to dobre określenie. Nie mam żadnych "blond mocy". Jestem po prostu „roztrzepana”.
CDN
Zdjęcia z turnieju 28.02.2016 TUTAJ