Tylko dwa razy musiałem zapytać instytucję, w której uzgadnia się jakie
turnieje sportowe należy rozgrywać dla wzrostu popularności badmintona w Polsce.
Po wypełnieniu i podpisaniu kilku płacht papieru, dowiedziałem się, że
rozgrywki mogę organizować mniej więcej w przeciągu miesiąca. Nie powiem, że
nie byłem zaskoczony. W najczarniejszym scenariuszu przygotowałem się na
odmowę; w optymistycznym - na jakieś półroczne czekanie, a tu – „suprajza” -
tylko miesiąc. To była super-informacja, którą trzeba było uczcić. W najbliższym
sklepie kupiłem sobie paczkę największych cukierków o smaku lukrecji i prawie
natychmiast ją skonsumowałem. Muszę powiedzieć, że częstowałem wszystkich
dookoła, ale chyba nikt się nie skusił na moje „Delicje”.
Sobotni
ranek przygonił na salę gimnastyczną ZS nr 4 w Zamościu, wielu badmintonistów: tych znanych i nieznanych, młodych i starszych,
amatorów i zawodowców.
Panie
spacerowały dostojnie na kortach, trzymając w dłoniach rakietki Yonexa, RSL czy
Victora , ale trzeba powiedzieć, że prezentowały się naprawdę fantastycznie. Panowie
wykazywali się dużymi umiejętnościami i determinacją w grze. Wszystkie te
starania badmintonistek i badmintonistów podziwiali, z widocznym dużym szczęściem
w oczach uczniowie klasy 4a.
Para za
parą - tak od niechcenia, na boiska z precyzją zegarka – przesuwali się
zawodnicy i zawodniczki. Wszyscy mechanicznie wygładzali swoje stroje i
poprawiali włosy, szeptali przy tym sobie coś do uszek dopingowali się
wzajemnie, by na koniec tej autoprezentacji, grać jak najlepiej się umie i
szukać spojrzenia najbliższej osoby po tzw. błysk aprobaty. Tego ostatniego
wszyscy - obojętne czy mama, tata, czy siostra czy brat- nie szczędzili swoim
pociechom: "O, to, to... O, tak, tak...". Za takie ciepłe i życzliwe nagrody
od najbliższej rodziny warto było poświęcić, to sobotnie przedpołudnie.
C.D.N.
Zdjęcia TUTAJ
Zdjęcia TUTAJ