Przed językiem polskim odniosła książki bibliotekarki. Długo
z nią rozmawiała, ale nic z tej rozmowy nie pamiętała. Czuła się tak, jakby była
jakąś inną - obcą osobą. Wszystko nią wstrząsnęło. Stała, beznamiętnie przyglądającą
się chłopcom z naszej klasy. Wszystko działo się jak na płaskim ekranie z
wyciszonym dźwiękiem. Mężczyźni z klasy 5a postanowili znaleźć swoje „drugie
połówki”.
- Mnie mama urodziła w całości. Więc nie wiem o co im
chodzi? – Julka w szoku stała przed klasą nr 120.
Z
lekcji również nic nie zapamiętała, podobnie jak z wyjścia ze szkoły. Po szkole
Karolina wzięła ją na bok, na "poważną rozmowę", ale i ta rozmowa
przepłynęła gdzieś obok niej.
Z
całego dnia i wieczoru zapamiętała tylko jedno: gdy wyszli z treningu i stali
całą gromadą przed szkołą, podeszła do nich starsza koleżanka. Na widok jej
przewiązanego sznurkiem płaszczyku i przykrótkich spodni dresowych z wypchanymi
kolanami, spod których wystawały nogawki innych, wciągnęła powietrze. Nie
wiedziała skąd u niej ten odruch, ale zawsze tak robiła na widok dresiarzy.
Nienawidziła tego odruchu, bo wiedziała, że jedynie czego może się spodziewać
to nieprzyjemnego spojrzenia wyniosłych i nieeleganckich starszych dziewcząt.
Przebierając palcami w kieszeni wyczuła kilka monet. Wyciągnęła je, żeby dać
temu dziewuszysku "na odczep się", ale ta złapała ją za rękę.
- Pierwszym, który z waszej klasy znalazł „drugą połowę”, to
Kamil! Poszedł z AD na bujanego kogucika - mówiąc to, trzymała ją mocno, wbijając
paznokcie w dłoń.
Ta jej
ręka - z czarnymi półksiężycami brudu za paznokciami i z ogromnym pierścionkiem
„z odpustu” - zdawała się sinofioletowa, jakby ugotowana. I była przerażająca.
- Ej, ty! Odczep się! Spadaj stąd, bo pójdę do trenera. -
Usłyszała Łukasza.
Starsza
dziewczyna puściła ją i nie oglądając się za siebie, polazła lekko kulejąc w
swoją stronę.
- Nic ci nie zrobiła? - zapytała Weronika. - To jakaś
wariatka.
- Boże, takich to powinni izolować. Ludzi tylko straszą. Jak
można tak wyglądać? - Zobaczyła jak Kinga wzdryga się z obrzydzeniem.
Julka stała sparaliżowana słowami starszej „koleżanki”.
Patrzyła na swoją rękę, na siniaki pozostawione przez uścisk.
- Julka, nic ci nie jest? -
dopytywał się Hubert.
- Nie. Nic.
Nadjechało
auto. Julka szybko wskoczyła do środka. Tato odwiózł ją do domu.
Pomysł Julka Ch. CDN.