Bajki całkiem zmyślone cz. XV
Kinga, zaczekaj!
Przystanęła.
- Hej!
Odwróciła się.
W jej kierunku szybko
szedł, niemal biegł Jakub. Gdy się zrównali, zapytał:
- Idziesz... tam?
Uniosła brwi.
Pytanie zabrzmiało głupio; tak głupio, że aż się uśmiechnęła.
Skinęła
nieznacznie.
Ciężko oddychał.
Musiał nieźle przebierać nogami, by ją dogonić.
- Dlaczego idziesz do szkoły akurat z tej strony? - zapytała, ale zaraz
tego pożałowała. Przecież wiedziała, że wybór drogi - kierunku - to tylko
pretekst.
- Eeeee... - Jakub przez moment szukał odpowiedzi - Właściwie to chciałem
cię na turniej zaprowadzić, bo Oliwia stała się nieznośna. Była na ciebie zła,
ale już jej przeszło. Teraz jednak złapała ją grypa i leży w łóżku.
Kinga zrobiła
wielkie oczy. Zrobiło jej się smutno, że miała pretensje do Oliwii, a przecież
ona na pewno już podczas meczu źle się czuła.
- No to co? Mogę się zabrać z tobą? - zapytał.
Bez słowa ruszyli
dalej. Doszli do bramki przed szkołą. Dopiero tam – przy drzwiach wejściowych –
Jakub odezwał się:
- Oliwia tak dobrze gra w badmintona i nie może grać jutro w turnieju.
Szkoda mi jej.
- Szkoda mi jej, bo jutro będzie tylu chłopców z innych klubów i nie
będzie mogła nikogo „oblukać” – powiedziała Kinga z przekąsem.