Dzisiaj tato podwiózł ją do szkoły. Wysiadła przy sklepie Biedronka.
Nie widziała, dlaczego akurat tutaj. Coś ją do tego pchnęło, a ona posłuchała.
Poprawiła
torbę na ramieniu. Nie spiesząc się, ruszyła przed siebie.
Pogoda
była idealna - taka jaką najbardziej lubiła: słońce i lekki wietrzyk. Pożałowała,
że nie wzięła ze sobą MP3-ki. Wcześniej wydawała się zbędnym balastem, ale
teraz chętnie posłuchałaby czegoś. Spróbowała zanucić "Przez twe oczy
zielone…". Przyszło jej do głowy, że ta piosenka najbardziej odpowiada jej
nastrojowi. Szło jej całkiem nieźle, chociaż na występ estradowy raczej by się
nie zdecydowała. Potem spróbowała "Tamta dziewczyna…", ale po chwili
zrezygnowała, bo melodia była dla niej zbyt skomplikowana. Jedyne na co ją było
stać, to powtarzanie w kółko motywu przewodniego. Jeszcze ktoś usłyszy, jak
kaleczy ten kawałek - ukradkiem rozejrzała się wokół, ale nikt nie zwracał na
nią uwagi.
Na rogu
przystanęła. Rozejrzała się. Od strony osiedla, powolnym płynnym krokiem, do
szkoły szła piękna dziewczyna. Ubrana w minispódniczkę Yonexa, z rakietką
przewieszoną w termobagu przez ramię i koszulce na ramiączkach z firmy RSL - wyglądała
zjawiskowo. Miała coś w sobie z miękkości i ciepła. Za nią jak w hipnotycznym
marszu szli chłopcy (kilku z naszej klasy). Przyszło jej na myśl, że jakimś
fantastycznym sposobem zaczarowała swoich fanów. - Tylko czekać, aż do tego
orszaku dołączy cała płeć męska z naszej szkoły... - pomyślała. Dopiero po nie wiadomo jak
długiej chwili zorientowała się, że dziewczyna przystanęła. Patrzyła na nią.
Julka poznała ją. Przecież to znajome dziewuszysko, tylko całkiem odmienione.
- Przypominam… Dla ciebie, Mała, jest informacja w telefonie -
odezwała się. - Chyba będzie ci pasowało.

"Mała".
W innej sytuacji i innym miejscu, gdyby ktoś do niej tak się odezwał, to... no,
może nie doszłoby do rękoczynów, ale z całą pewnością odwróciłaby się na pięcie
i odeszła, jasno dając do zrozumienia, co myśli o zwracaniu się do niej per
"Mała". Ale nie teraz. Teraz jej wybaczyła zanim dziewczyna skręciła do szkoły i zanim
zniknęła w gąszczu szkolnych szatni.
Co to będzie za informacja? - przebiegło jej przez głowę.
Postała
jeszcze chwilę, zastanawiając się: dokąd właściwie zamierza iść. Do biblioteki-
sama sobie odpowiedziała i ruszyła.
Zerknęła
na komórkę, by sprawdzić, która godzina.
Za
chwilę zacznie się w-f z wychowawcą. Przystanęła z myślą, że może pójdzie się
usprawiedliwić? Ochota na to odeszła jej równie szybko jak przyszła.
Weszła
do biblioteki. Spojrzała na wystawione książki, na granicy widzenia, kogoś zobaczyła.
Weronika - rozpoznała ją, mimo że jej twarz dosłownie tylko mignęła. Odwróciła
się, ale nikt za nią nie stał. Nikogo nie było, ale za to kwiatowy zapach stał
się bardziej intensywny. Ten sam, który wyczuła wcześniej. Teraz go rozpoznała.
To był zapach perfum Weroniki.
- Cześć. Nie spóźnisz się na lekcję – Julka zagadnęła szybko
Weronikę.
- Co? - Spojrzała na nią.
- Zaraz będzie dzwonek - wskazała ręką na zegarek wiszący
nad drzwiami.

Koleżanka
z klasy patrzyła na nią jakby widziała ją pierwszy raz na oczy.
- Weronika. - Słysząc to imię, drgnęła.
- Poznajesz mnie?
Podeszła
do niej bliżej, pochyliła się tak, że niemal ich nosy zetknęły się. Odruchowo
cofnęła się, by nie zderzyli się czołami.
- Poznajesz mnie? - powtórzyła pytanie.
- A tak, poznaję cię. Cześć Julka – Werka mówiła to jakby
była nieobecna. – Wiesz co, był tutaj przed chwilą ten chłopak ze starszej klasy –
tłumaczyła się – i o wszystkim zapomniałam. Powiedz mi czy ja się zakochałam?
Julka odsunęła się. Zrobiła krok w tył i bacznie zaczęła
mierzyć ją wzrokiem, od stóp po czubek głowy. - Nie. To tylko zauroczenie. -
zaczęła kręcić głową. – Musiał ci tylko wpaść w oko. - Nadal kręciła głową - Ale
idź już na lekcję – Julka wypchnęła ją za drzwi.
Teraz
jest sama. Usiadła przy biurku i otworzyła szufladę. Nerwowo zaczęła
przeszukiwać szpargały i grzebać wśród papierów, których akurat tam było chyba
najwięcej.
-
Jesteś... – Julka dotknęła telefonu jak relikwię. – Jaką tajemnicę dla mnie
kryjesz – zaczęła przemawiać do komórki jak do pluszowego misia. - Jeszcze
tylko hasło i ….
Przez jej ciało przechodziło mrowienie, w głowie jej
wirowało.
- Oddychać.
Oddychać. - Nakazywała sobie, bo czuła, że jest bliska omdlenia.
- Jakie
hasło? Jakie hasło? – sama zadawała sobie pytanie.
Siedziała
nad telefonem. Wszystko zaczęło ją irytować. I jeszcze to swędzące miejsce na
szyi.
– Choroba jasna.- Julka nerwowo klikała po klawiaturze.
Siedziałaby
tak i siedziała, gdyby nie nagłe olśnienie.
- BADMINTON - powiedziała głośno, nie przejmując się tym, że
w powszechnym mniemaniu tylko wariaci gadają sami do siebie. – Przecież to
hasło jest bajecznie proste.
Telefon zagrał znaną melodyjkę i otworzyły się w nim
wszystkie możliwe aplikacje. Jedna z zakładek miała tytuł: ”Dla Małej”.
Julka wiedziała, że będzie tam informacja dla niej. Kolejna
wiadomość o chłopcu z klasy 5a, który znalazł swoją „drugą połówkę”. Łapczywie
kliknęła zakładkę i przeczytała: „Kolejnym chłopcem jest Bartek. To on zakochał
się w Julce i dzisiaj poprosi ją o chodzenie”.

Zaczęła czytać tę wiadomość jeszcze raz i jeszcze raz. Nie
wiedziała czy dobrze rozumie jej treść. Stwierdziła, że chyba jednak starsza
koleżanka ma jakieś nieprawdziwe informacje, bo przecież wiedziałaby coś o tym.
Trochę się zdenerwowała i postanowiła wracać na lekcję. Policzyła do
dziesięciu, potem do dwudziestu i dopiero wstała. Zakręciło się jej w głowie. Pomału
doszła do ściany i podeszła do wyjścia. Trochę grzebała się z otwieraniem
drzwi, ale wreszcie się jej udało. Zostawiła je otwarte na oścież, by oświetlić
korytarz, który stale znajduje się w półmroku. Kiedy zrobiła dwa kroki w
kierunku sali gimnastycznej nagle zobaczyła jakiegoś chłopca. Przed nią stał
Bartek z trzema różami w dłoni. Powolnym gestem, bez słów, wręczył jej kwiatki
i równie szybko jak się pojawił zniknął w mroku korytarza. Julka stała jak
wryta z różami w dłoni i nawet nie zauważyła, że zadzwonił dzwonek na przerwę i
korytarz wypełnił się dziećmi.
- Julka nie stój tak, chodź z nami zaczynają się ferie letnie – usłyszała swoje koleżanki, które biegły w jej stronę wesoło wymachując
rękami.
- Już idę, ale obiecuję wam, że z pisaniem książki już
koniec… Przynajmniej przez okres wakacji.
KONIEC
Pomysł Julka Ch. CDN